News

News: 7.12.2008

Już w domu, w ciepłych bamboszach, przy kubku gorącej herbaty znajduję chwilę, by streścić zainteresowanym przebieg ostatnich naszych prac.

Przyjechaliśmy do Rostoku 23.11.2008. Nasza mała ekipa powiększyła się o jedną osobę, moją Żonę Jolantę, która pełniła rolę fotografa. Wszystkie więc zdjęcia z tego etapu zawdzięczamy Jej czujnemu i cierpliwemu oku fotoreportera.

Kruzenshtern stał przy nabrzeżu i z dumnie wyciągniętym bukszprytem witał nas już jak swoich. Niecałe 100 metrów dalej stał drugi żaglowiec. Okazało się, że zawitał do Rostoku nasz znajomy Sedov, prawie bliźniaczy statek rosyjski, który także kształci na swoim pokładzie młodych kursantów na marynarzy.

Z tego spotkania wynikła pierwsza scena. Załogi obu żaglowców postanowiły się spotkać na boisku sportowym. Tam zaskoczyła nas zima. Marynarze w swoich pasiastych strojach dość abstrakcyjnie wyglądali na tle białego boiska. Z okrzykiem Urra! pod rosyjską flagą rozpoczęli wspólny mecz. Załoga Kruzenshterna wygrała go 5:1. Opisuję to tak szczegółowo, gdyż obawiam się, że scena ta nie wejdzie do filmu, a myślę że była zabawna i warta przypomnienia.

W porcie staliśmy trzy dni. Przez ten czas staraliśmy się filmować brakujące ujęcia, które można było zrealizować na lądzie oraz wywiady.
Tak, pierwszy raz spróbowałem przeprowadzić rozmowy w swoim filmie z kilkunastoma wybranymi chłopcami. Kto wie, może to będzie dobry trop? Niektórzy zaskakiwali nas swoją szczerością. Niektórzy naprawdę potrafili wzruszyć albo rozbawić.

Ostatniego dnia przy nabrzeżu wszyscy chłopcy ustawili się do pamiątkowego zdjęcia z Kapitanem oraz oficerami przed dziobem statku.
Pięknie wyglądało 120 galowo ubranych marynarzy na tle wielkiej czarnej bryły smukłego żaglowca.

Na morze wypłynęliśmy ostatni raz pod żaglami. Akurat dobrze powiało.
Zdążyliśmy więc zrobić trochę zdjęć morza i statku przy ładnie wypełnionych żaglach. Ale już następnego dnia rozpoczęły się manewry zdejmowania żagli.

Jednocześnie zaczęły się długo oczekiwane ze strachem egzaminy kończące teoretyczną edukację na żaglowcu. Staraliśmy się w tym wszystkim uchwycić naszych bohaterów. Bali się i stękali, zapominali i ściągali, ale koniec końców z różnym efektem wszyscy zdali.

Filmowaliśmy od wczesnego rana do późnej nocy. Chłopcy wyczuwali już trochę większy luz, można było ich wyciągać częściej na filmowanie scen. Byli też, tak mi się wydaje, bardziej życzliwi i skorzy do pomocy. Szczególnie w kubryku nr 10 czuliśmy się zawsze dobrze. Tam jakby chłopcy dojrzalsi i weselsi. Sami wołali nas, gdy szykowali jakieś wygłupy lub gdy działo się u nich coś ciekawego.

Tak było np. w ostatnią noc, gdy poprzebierani zorganizowali u siebie dyskotekę przy muzyce z telefonu komórkowego. Zabawa przemieniła się wkrótce w wielką bitwę. Emocje zebrane przez tyle czasu nareszcie znalazły jakieś ujście.

Rejs trwał krótko, czas przy pracy szybko mijał. Po trzech dniach dopłynęliśmy do brzegów Rosji i ostatnie trzy doby dryfowaliśmy po przybrzeżnych wodach szykując statek do zimowego odpoczynku. Na pokładzie wieczna krzątanina, my staraliśmy się filmować uciekające sceny.

Pożegnaliśmy się w wieczornej scenie z dwoma starszymi kapitanami Nikołajem i Konstantinem, z którymi podczas całego rejsu udało nam się sfilmować wiele zabawnych spotkań. Pożegnaliśmy się z Sergiejem, starszym oficerem dbającym o żelazną dyscyplinę na statku. Przeprowadziliśmy długą rozmowę z Kapitanem i już sam nie wiem, co jeszcze udało nam się przez ten czas zrealizować.

1.12.08 wpłynęliśmy o świcie do macierzystego portu Swietłyj niedaleko Kaliningradu. Na brzegu czekała na nas druga ekipa, by sfilmować przybijającego Kruzenshterna i pomóc nam przy zdjęciach witających mam, cioć, tatów, wujków i dziewcząt naszych bohaterów.

Nasza Producentka Dorota Roszkowska jeszcze tego samego wieczora zaprosiła nas na wspólną porządną kolację, której od tak wielu dni nam brakowało po surowym marynarskim wikcie.

W Kaliningradzie zostaliśmy jeszcze dwa dni, by przyjrzeć się z kamerą miastu, które co roku wydaje tylu młodych marynarzy.

3.12.08 wróciliśmy wszyscy szczęśliwie do domu.

Gdy próbuję teraz ogarnąć wszystko wstecz, ciężko jest mi wyobrazić sobie, jaki udało nam się zrobić film. Czy spełniło się to, co sobie zamierzyłem. Trudno było zrealizować to, co mamy, ale czy to wystarczy, by zainteresować wybrednego dziś widza?

Teraz następuje czas, który lubię najbardziej i w którym niedługo wszystko się okaże. Przeglądanie materiałów i długi montaż.
Próbowanie, porównywanie, skracanie, wyrzucanie i wracanie do początku. Mam nadzieję, że za kilka miesięcy okaże się, że było warto.

Wasz reĹźyser

Kruzenshtern

Kruzenshtern

Kruzenshtern

Kruzenshtern

Kruzenshtern

Kruzenshtern

Kruzenshtern

Kruzenshtern

Kruzenshtern

Kruzenshtern